I get to know three alternative paths of our world’s fate, experiencing a day with a random man of the future. Come with me, I'll show you.

Opowiadanie “Królowa kotów”

Rodzina gepardów na powalonym drzewie.
Samica geparda i jej młode

Amelia Naska, 18 lat, era przeludnienia, Toruń

{MMM} Jak zwykle nie mogę powstrzymać się od mruczenia z zadowoleniem na sztuczny zapach świeżo mielonych ziaren kawy i podgrzanej czekolady. Uśmiecham się mimowolnie, zanim nie dotrze do mnie fakt, że jest 7:00 i za godzinę rozpoczynam pierwszy dzień testu przydatności. Zdejmuję zapachowy budzik z nosa i odkładam go do pudełka dekontaminacyjnego. To najlepsza rzecz, jaką dostałam w prezencie. [EHH] A dziś muszę się wykazać.

– Odsłoń i uchyl – mówię leniwie, a posłuszny system ukazuje mi żółtawą mgłę pełznącą po kopule Toruń za moim oknem.

Idę umyć twarz i odwiązuję koczek z czubka głowy, a moje blond loczki spływają jak wodospad, zatrzymując się w okolicy talii. Narzucam obcisłą czarną bluzkę Slayera i dopasowane szare jeansy z dużymi kieszeniami na udach. Sportowa nerka będzie fajnie się komponowała z bojówkami, a dzień mnie czeka naprawdę bojowy. Muszę być gotowa na wszystko. Przyglądam się swojej cerze i nakładam delikatny makijaż nude. Jem pieczone liście stukrotki z pastą szpinakową i popijam kawą. Mama specjalnie zdobyła dla mnie te ziarenka na czas testów. [MNIAM] W końcu coś więcej niż tylko zapach! Myję zęby i patrzę ostatni raz w lustro.

Face the slayer! – mówię do własnego odbicia, wytykam język i pokazuję znak rogów.

Nic mnie tak nie motywuje do walki o swoje, jak metal.   

nutka

Autor piosenki: Slayer

Tekst znaleziony tutaj: http://tiny.cc/9stlcz

Tłumaczenie: Małgorzata Banaszkiewicz

Face the slayer: (Staw czoła pogromcy)

(…)

I am alive, you can’t kill me (Żyję, nie możesz mnie zabić) To nie walka na śmierć i życie
I will survive eternity
(Przetrwam wieczność) Zawsze będę żyła pełnią życia

(…)

You are running through the endless maze (Biegniesz przez niekończący się labirynt) W mojej głowie
(You) Turn and I’ll be there
(Odwróć się kiedy chcesz, będę tam) Zawsze tam jestem
A force too strong for you to fight
(Siła zbyt wielka dla ciebie, by ją pokonać) Nie poddam się stresowi
You think you can destroy (me)? You’d better think again
(Myślisz, że mnie zniszczysz? Lepiej się zastanów) Jestem niezniszczalna jak anioł śmierci

(…)

Narzucam skórzane bolerko, sygnet z tygrysem i idę pewnym krokiem w niepewny dzień.

Staję przed Urzędem ds. ludzkich fantomów i zadzieram głowę do góry, by przyjrzeć się kopułom laboratorium wystającym z otoczki szarej, urzędowej elewacji. Pracownia naukowa siedzi jak mała matrioszka w dużej rządowej placówce-matce. Cała konstrukcja otoczona jest przezroczystą barierą sięgającą dwóch metrów z widocznymi przewodami elektrycznymi w środku, tworzącymi złote rozgałęzienia, jak małe pioruny uwięzione w szkle. Lepiej tego nie dotykać. Rozglądam się nerwowo wokół i już widzę Nieprzydatnych patrzących na mnie jak na śniadanko.

– Proszę spojrzeć w żółty skaner – słyszę polecenie wydane wojskowym tonem.

Posłusznie kieruję wzrok na urządzenie, które po chwili wydaje akceptujący dźwięk. Robot, którego dotąd uważałam za słupek, ożywia się i otwiera dla mnie furtkę, ku mojemu przerażeniu. Gdy tylko przekraczam linię krystalicznej bariery, furtka zostaje za mną zatrzaśnięta. [UH] Przerażający twór, a gdzie jakieś Dzień dobry?

– Dzień dobry? – mówię jednak sama, niepewnie wchodząc do urzędu.

– Tutaj prossszzz – słyszę odpowiedź z okienka po mojej lewej. – Podpis prossszz. Dalej prosto i ostatnie drzwi na lewo.

Idę za wskazówkami, a za drzwiami nagle przechodzę do zupełnie innego świata. Zostawiam bezduszny urząd wypełniony betonem i plastikowymi roślinami i mrużę oczy przed nagłym atakiem bieli. Podbiega do mnie młoda kobieta w białym wdzianku do kostek, które odsłania kremowe, pięciopalczaste, lateksowe buty. Podobno są bardzo zdrowe dla stóp, ale jakieś takie dziwaczne. [HAHA]

– Witam Pani Amelio, już przygotowaliśmy dla Pani pokój na dzisiejszy dzień. Proszę za mną.

Kobieta miło się do mnie uśmiecha i łapie zachęcająco pod ramię. Dziwna taka nagła zmiana stosunku. Nie ufam tak miłym ludziom, ale staram się tego nie pokazywać. Idziemy jasnym korytarzem, który przywodzi na myśl luksusowy, ale dziwnie sterylny hotel. Na ścianach wiszą obrazy za okrągłym szkłem, pokazujące jakieś niezrozumiałe kształty. Obstawiam, że to widok spod mikroskopu. Widzę też dyplomy i zdjęcia radosnych ludzi, wszystkie w szklanych kropkach na ścianach.

– Mam nadzieję, że się Pani nie denerwuje. Pierwszy dzień testu przydatności sprawdza inteligencję emocjonalną. Zawsze dają fajne zadania na ten dzień testu – przewodniczka puszcza do mnie oko.

– Troszeczkę. Czy ktoś będzie pilnował mojego ciała?

– Oczywiście Pani Amelio! Cały obiekt i każdy jego zakamarek jest nieustannie monitorowany przez cały sztab ludzi, a przy każdym ciele ustawiamy ochroniarza, aż do momentu pobudki. Ludzi nam nigdy nie brakuje.

Znów to mrugnięcie okiem… Czy ta kobieta ma jakiś tik, czy po prostu coś przede mną ukrywa? Pokój, do którego mnie wprowadziła, jest malutki. Mieści się tu tylko żelowe łóżko i aparatura zabiegowa zamknięta w szklanym półkolu na ścianie. Czuję przyjemne ciepło i świeży zapach aloesu.

– Proszę się położyć, łóżko jest wyjątkowo wygodne, a żel jest sterylny.

– Mam zdjąć buty?

– Po mieście lepiej biegać w butach niż na boso, nie sądzi Pani? Poza tym to nie świeża pościel, a żel antybakteryjny.

Kobieta wysyła mi podejrzany uśmiech.

– Dobrze, a gdzie ten ochroniarz?

– Za szybą złotko. To pomieszczenie będzie zamknięte na czas testu. Teraz ułóż się wygodnie.

Kobieta nakleja mi kolorowe naklejki na ciało. Jedna ląduje na czole, a dwie na dłoniach.

– Naklejka na czole to fantomizer, który zrobi z Pani duszy ludzki fantom. Te na dłoniach będą monitorowały stan fizyczny ciała. Teraz mniej przyjemna część. Muszę wpiąć żywotnik. To zaboli tylko troszeczkę. On dostarczy Pani składników odżywczych i nawodni ciało.

Z elektryzującym bólem, który czuję na całym ciele, poddaję się bezwarunkowemu impulsowi o dużej mocy. Nagle przestaję czuć cokolwiek i widzę przed sobą najdziwniejszy widok pod słońcem. Patrzę na siebie leżącą na żelowym łóżku z zamkniętymi oczami i małym urządzeniem wczepionym w serce. O matko, to już się wydarzyło. Patrzę na swoje dłonie. Sprawdzam, czy mam kompletne ciało, oglądając się i dotykając.

– Spokojnie Pani Amelio. Wszystko jest w porządku, operacja się udała. Może pani mówić, chodzić i robić wszystko, co zazwyczaj, w oderwaniu od fizycznych potrzeb.

– Jak to jest możliwe – podchodzę do łóżka – przecież moje ciało jest tam! – Wskazuję na bezwładny zbiór materiału genetycznego, którym jeszcze przed chwilą władałam – i nie rusza ustami!

– Ale Pani stres nadal oddziałuje na stan fizyczny ciała. Pani serce właśnie galopuje jak mechaniczne konie pod maską rozpędzonego samochodu. To nie jest zdrowe, ale żywotnik będzie łagodził objawy stresu duszy, by nie niszczył ciała.

Kobieta podchodzi do mnie i odpędza mnie nachalnie od wgapiania się w samą siebie. To jest takie dziwne uczucie, że nie mogę przestać. Porównuję swoją obecną rękę z tą leżącą na łóżku i widzę, że są takie same tylko ta, którą mogę ruszać, jest jak świetlane odbicie. Poruszając ją, nie czuję już współpracy mięśni, kości i ścięgien. Ruch jest bardziej płynny i lekki. Kobieta w dziwnym obuwiu otacza mnie ramieniem i prowadzi w stronę drzwi. Jej dotyk odczuwam normalnie, jakby nic się nie zmieniło. Zaskakuje mnie widok siebie w lustrze i po całym moim fantomowym jestestwie przebiega jaśniejsza fala światła.

– Stres, zaskoczenie, ból i wysiłek będzie się objawiał właśnie takim miganiem. Dzięki temu łatwo poznać uczucia i wrażenia osoby testowanej, bo reakcje nie mogą już być ukryte przez ciało.

[WOW] W porównaniu z tą kobietą moje rysy są takie gładkie, a sylwetka świetlista. Jakbym była bóstwem. [HAHA]

– Już czas.

– Dobrze, jestem gotowa.

Opuszczam  swoje ciało, leżące spokojnie na żelowym łóżku, ufając, że niewidoczny ochroniarz go dla mnie przypilnuje. Kobieta kieruje mnie do wyjścia z laboratorium, które jest po przeciwnej stronie budynku, do wejścia.

– Na Pani prawym nadgarstku zamiast telefonu jest teraz mapa zadań przygotowanych przez Państwo Polskie do testu przydatności genetycznej obywatela. Ma Pani tam zaznaczone punkty, które musi Pani dziś odwiedzić. Po dotarciu do odpowiedniej lokalizacji wyświetli się zadanie, które musi Pani wykonać w określonym czasie. Gdy czas się skończy, zostanie wyświetlony komunikat o konieczności przejścia do kolejnego zadania. Jak już wspomniałam, dziś jest testowana Pani inteligencja emocjonalna. Rząd przygotował kilka zadań, by ją przetestować, ale każdy Nieprzydatny Obywatel może dołożyć swoje zadanie w sobie tylko znanym celu. Muszę Panią poinformować, że Ci obywatele dostają punkty za utrudnianie dnia testowego, a te punkty zamieniają się na pieniądze. Ten sam człowiek może dołożyć Pani tylko jedną próbę i proszę pamiętać, że jako fantom odczuwamy ból, ale nikt nie może fizycznie uszkodzić w ten sposób naszego ciała. Pod koniec każdego dnia testu należy napisać raport z wydarzeń i pani przemyśleń na ich temat, więc proszę o zapamiętywanie własnych reakcji. Dokładny sposób przekazania raportu przedstawię, gdy wróci pani wieczorem, bo wykona go Pani po odzyskaniu ciała. 

Zadanie 1. Organizacja wycieczki z rodziną.

Mapka, która właśnie pojawiła się na wewnętrznej części mojego przedramienia, prowadzi mnie do dystryktu Piernikowego. Na ulicy Goździkowej 52/255 czeka na mnie rodzina, która wyjaśni zasady testu. W prawym górnym rogu komunikatu wyświetla się minutnik, z którego już upływają cenne sekundy. Czuję od razu mrowienie w dole brzucha. Zawsze mnie dopada stres, gdy widzę upływ czasu. Biorę głęboki wdech i wydech. Nie mogę się stresować cały dzień, bo nie przetrwam tych testów. Zresztą co to za zadanie, to przyjemność, a nie test. Może dzięki niemu wyczaję fajny motyw na wakacje.

Siadam po turecku na drona blokowego, który zawozi mnie na sześćdziesiąte czwarte piętro. W tunelu windowym mijam dziesiątki ludzi, lecących w dół i w górę jak stado brzęczących os. Każdy z nich ma inną technikę, jedni siedzą, machając nogami i patrząc w dół, inni stoją prosto jak słupy, załatwiając w drodze sprawy przez telefon. Dzieci lubią kłaść się na drona głową w dół, wisząc wszelkimi kończynami bezwładnie i swobodnie. Ich ulubiona zabawa to zatrzymywanie się kilka centymetrów od ziemi na końcu podróży w dół. Co jakiś czas słychać ich donośny śmiech. Dobrze, że siadając na to latające urządzenie, zostajemy rażeni delikatnym promieniowaniem omega, które utrzymuje nas na miejscu. Inaczej ten szyb zamieniłby się w krwistoczerwone piekło jak z okładki albumu Hell awaits Slayera.

Schodzę z drona wprost do otwartych drzwi mieszkania 255.

– Cześć – wysoki mężczyzna wyciąga do mnie dłoń – jestem Artur. Ty jesteś pewnie Amelia Naska, zgadza się?

– Tak, witam – odwzajemniam uścisk.

– To jest moja żona Kamila – przedstawia piękną brunetkę o dużych czarnych oczach i ciemnej karnacji, a my podajemy sobie dłonie w przyjacielskim geście.

– Cześć Amelio, bardzo się cieszę, że możemy dziś być częścią Twojego testu. Nasz Karolek jeszcze ma sporo czasu do tego dnia, ale mamy nadzieję nauczyć się więcej o inteligencji emocjonalnej dzięki temu wydarzeniu. Chcemy go jak najlepiej przygotować. Przeszedł już dziecięcy test inteligencji, jego IQ jest na bardzo wysokim poziomie, ale wiemy, że to nie gwarantuje życiowego sukcesu w tych trudnych czasach – zalewa mnie potokiem uprzejmego powitania kobieta, po czym odwraca się i zmierza w kierunku salonu.

Widzę tam chłopca bawiącego się klockami na puchatym dywanie w kolorową kratkę.

– Karolku chodź, przywitaj się z Amelią. Będziemy razem organizować wakacje.

– Ale mamo – chłopiec wstaje i podbiega do Kamili, uczepiając się jej jak mała małpka – buduję statek kosmiczny!

– Zaraz Amelka pokaże Ci prawdziwy statek wojażerski, którym polecimy na inną kopułę!

– Naprawdę? – chłopiec zwraca na mnie całą swoją uwagę, wpatrując się wielkimi oczami, które odziedziczył po mamie. – Uwielbiam statki! – krzyczy mi w twarz. – Ruszajcie do pracy, rodacy! – Ośmiolatek z szaleńczymi ruchami i krzykiem podbiega do komputera.

– Usłyszał ten tekst w bajce – mówi Artur, tłumacząc syna z pobłażliwym uśmiechem na twarzy.

– Do końca zadania pozostały mi dwie godziny – mówię bojaźliwie, zerkając na deadline na ręce.

Kamila i Artur wymieniają podejrzane spojrzenia.

– Jak podoba Ci się bycie fantomem? – pyta bardzo uprzejmie kobieta.

– Mężczyzna nie daje mi dojść do głosu – ja to miałem trudne przeżycia na testach, czułem się jak na polu walki!

– Tak, tak, tato! Opowiedz jeszcze raz, jak walczyłeś z armią Nieprzydatnych! – Ożywia się dotąd zauroczony kolorowym ekranem chłopiec.

Moje zdenerwowanie zaczyna przybierać czerwonawą aurę wściekłości. Przypominam sobie ostre, gitarowe riffy, żeby się uspokoić. Dziecko zaczyna uderzać pięściami w stół, udając perkusistę do kompletu.

– Bardzo chętnie wysłucham tej opowieści – mówię na tyle głośno, by przebić się przez hałas Karola i kładę dłonie na jego ramieniu – ale innym razem. Teraz musimy zabrać się do pracy, bo mamy mało czasu.

– Widząc smutne oczy Karola, dodaję – musimy złapać ten statek wojażerski! Chodź Karol, poszukamy lotu – zachęcam dziecko do kooperacji.

Młody o dziwo mnie słucha i siada grzecznie przed komputerem.

– W takim razie – mówi Artur, przeciągle patrząc na żonę, a potem na mnie – my przygotujemy listę wymagań co do hotelu, a wy poszukajcie lotu w ciekawe miejsce.

– Wolicie żywe obrazy martwej natury, czy raczej nowe technologie? – pytam, wybierając dwa najczęstsze motywy podróży.

– Tym razem chcemy pokazać młodemu coś, co rozwinie jego inteligencję przyrodniczą.

– Jasna sprawa.

To coś dla mnie. Sama planowałam wypad do afrykańskiej kopuły w Poznaniu. Szybciutko znajdę statek i spiszę listę atrakcji. Wchodzę na stronę wojażerów krajowych i włączam młodemu film z wnętrza statku opisujący jego działanie i pokazujący wygląd. Karol z zafascynowaniem śledzi akcję na ekranie, śliniąc sobie palec wskazujący. Idę do Artura po dane.

– Lista dopiero w przygotowaniu, Ameli – mówi bezbarwnie Kamila.

Spokojnie uzyskuję inne potrzebne mi informacje odnośnie do daty wyjazdu, dostępnych środków finansowych i długości urlopu. Pozwalam młodemu wybrać miejsca na statku i rezerwuję dogodny termin. Wchodzę na stronkę Afrykarium, które zajmuje całą południową część miasta. Zanim rzeki zostały zatrute, kopuła Poznań i kopuła afrykańska tworzyły jedno miasto. Teraz obie kopuły podzieliła trująca Warta, a Afrykarium to sposób Poznaniaków na biznes. Wrzucili tam fantomy Afrykańskich zwierząt z modułem dzikich zachowań wzorców, oczywiście bez agresji wobec ludzi i posadzili na wacie przemysłowej miniatury roślin, które kiedyś porastały Afrykę. Nigdy nie widziałam hodowli żywych roślin i fascynują mnie wymarłe kotowate, a w Afryce było ich kiedyś sporo. Oddaję gotową listę i bilety nowo poznanej parze, godzinę po rozpoczęciu pracy.

– OK. Widzę, że nie zapomniałaś o skafandrach ochronnych i wybrałaś Karolkowi miejsce przy oknie. Tylko jak my się dostaniemy do strefy odlotów?

– A tak, zaraz dopiszę numer do zaufanej firmy dronarskiej, która was podrzuci – mówię przepraszająco, szczerząc się w uśmiechu.

Artur czyta listę atrakcji:

Laboratoryjna sawanna – przerywa i patrzy na mnie wyczekująco.

– To bardzo duża połać terenu wyglądająca prawie naturalnie. Zasiano tam miniaturki prawdziwych roślin, chociaż na sawannie akurat nie było ich za dużo, to podobno robią wrażenie.

Pikselowy wodopój słoni.

– Woda jest tam cyfrowa i widoczne są kwadraciki pikselowe. Podobno ma piękny, lazurowy kolor.

Migracja antylop gnu.

– To były zwierzęta kopytne, które przemierzały Afrykę wraz z prawdziwą wodą, która na tych suchych terenach była strażnikiem życia.

Kąpiel hipopotamów w błocie.

– Te wielki zwierzęta ochładzały swoje ciała w błocie i tworzyły sobie w ten sposób barierę ochronną przed słońcem.

Jaskinia lwiej rodziny.

– Lwy jako jedyne koty żyły w stadach rodzinnych. Mają tam fantomowego samca, pięć samic i dziewięć kociaków.

Kryjówka lamparta.

– Lampart też był wielkim kotem, ale samotniczym. Uwielbiał chować się w koronach drzew.

Wyścig z gepardem.

– Gepardy to były najszybsze zwierzęta lądowe świata. Ten fantomowy gepard pokazuje ich technikę sprintu i piękne kształty.

Walka żyraf.

– To podobno dość zabawny widok, bo żyrafy miały ogromnie długie szyje, którymi się biły.

Skok wzwyż z serwalem.

– Serwale były najlepszymi skoczkami wzwyż wśród kotów i miały najczulszy słuch. Ich gibkość na pewno potrafi zadziwić.

Kabaret hien.

– Przy hienach skupiono się na zabawnych odgłosach, jakie wydawały, ale są też pokazane ich ciekawe zachowania stadne.

Spacer z kotem pustynnym.

– To był mały kotek o wielkich uszach, który był dostosowany do życia w ciągłej suszy. Nie potrzebował wody.

Drzemka z karakalem.

– Karakal to był piękny kot o śmiesznych frędzelkach na uszach i ciekawym umaszczeniu pyszczka.

Posiłek z kotem czarnołapym.

– Ten maluch był niepozorny, ale miał największą skuteczność zabijania wśród dzikich kotów. Każdej nocy zabijał kilkanaście małych zwierząt, niesamowita sprawność!

Lekcja magii ze złotokotem.

– Ludzie wierzyli w jego boskie moce. Może dlatego, że zmieniał kolor futra ze srebrnego na złoty?

Lekcja historii z kotem błotnym.

– Ten kot z kolei inspirował artystów do tworzenia posągów bogini miłości.

– Super, Ameli! Karolek szczególnie lubi fantomy hien, podoba mu się ten ich śmiech. Jak sobie wkręci coś na tę małą kudłatą główkę, to potrafi cały dzień udawać hienę – mówi z radością Artur. Niesamowitą ilość informacji udało Ci się pozyskać, jestem pod wrażeniem.

Udało mi się uzyskać listę wymagań hotelowych. Nie daję się jednak ponieść emocjom i najpierw kończę pierwszy etap, dopisując obiecany namiar do firmy przewożącej ludzi.

Przedział cenowy jest jednak mało realistyczny w odniesieniu do jakości, a do końca czasu został mi tylko kwadrans. Szybko negocjuję cenę i po podniesieniu wartości do górnego limitu budżetu Suskich, udaje mi się zakończyć zadanie minutę przed końcem czasu. [UFF]

Po miłych słowach pożegnania daję się znów opanować sile promieniowania z drona i zjeżdżam w dół szybu. Całkiem miła rodzinka, chociaż trochę krwi mi napsuli. Pewnie mieli to zalecone w specyfikacji zadania. Odwracam rękę wewnętrzną częścią do siebie, by zobaczyć, co teraz wyświetla. Kolejne zadanie jest w tym samym dystrykcie, do celu dojdę na piechotę.

Zadanie 2. Rozmowa kwalifikacyjna na stanowisko Popychadła.

[UHH] Masakra, nienawidzę ludzi pchających się na to stanowisko, a będę musiała udawać jednego z nich. Kto ma w sobie tyle bezmyślnego męczennictwa, by usługiwać i dawać się poniżać ludziom, których uważają za lepszych od siebie?

Stanowisko o dobitnej nazwie Popychadło zostało wymyślone przez Nieprzydatnych, którzy chcieli usługiwać Przydatnym – czytam wyświetlający się opis.

Wbrew obiegowej opinii takie stanowisko nigdy nie było wymagane przez Przydatnych, a zostało utworzone na prośbę Nieprzydatnych i w kształcie przez nich wymyślonym, dla ich dobra. Część społeczeństwa ludzi wyłączonych z możliwości reprodukcji widzi w tym stanowisku swoją szansę na przysłużenie się ludzkości i są dumni z wykonywanej roli. Pozwalają szefom firm wyżywać się na sobie i spełniają ich wszystkie zachcianki, by oni byli jak najlepszymi rodzicami i jak najefektywniej rozwijali gospodarkę.

Zachowują się jak zaślepieni, niewykształceni niewolnicy. Spoko, mogę takiego poudawać wiem, na czym polega ta praca. Moja rozmowa kwalifikacyjna zacznie się za kwadrans, jest wakat na stanowisko Popychadła w firmie produkującej drony. Ciekawe, czy to zadanie ma mnie przygotować do bycia Nieprzydatną, czy raczej dać motywację do tego, by objąć bardziej znaczące stanowisko?

Firma Dronbestia jest wysoka na kilkanaście pięter i wygląda jak wielki, szklany walec. Przez szybę widzę plecy ludzi siedzących za biurkami, a przed ich monitorami jest kolejna warstwa szkła, za którą latają drony. Po wejściu do głównego holu wita mnie recepcjonistka i dzwoni po rekrutera. Ja wykorzystując okazję, rozglądam się po firmie i momentalnie jestem zafascynowana widokiem dronów latających w szybie za szklanym sufitem. Na wejście nowej osoby inicjowany jest pokaz synchronicznego latania miliardów malutkich prototypów w kolejności kolorystycznie nieprzypadkowej. Małe urządzonka mienią się i wirują w podniebnym tańcu o bajecznej inżynierii.

– Dzień dobry Pani Amelio, ja nazywam się Michał Nowojorski. – Podaje mi rękę elegancki mężczyzna w garniturze ze wzorkiem w postaci z kreskówek. – Proszę mówić mi po imieniu. Zapraszam do sali konferencyjnej.

Odwzajemniam powitalny uścisk i podążam za rekruterem, żałując, że nie ubrałam się bardziej odpowiednio. [EJJ] No daj spokój Ameli, przecież to tylko test przydatności, a nie prawdziwe starania o pracę. Poprawiam mój czarny T-shirt, który zawsze dodaje mi odwagi i wchodzę do małego pomieszczenia o szklanych ścianach. Siadam na krzesełku naprzeciwko Michała i nie mogę pozbyć się wrażenia, że ktoś zamknął mnie w butelce po piwie. [HAHA] Facet poprawia swoje czerwone warkoczyki i nakłada szeroki uśmiech na twarz, co sprawia, że jego nos składa się w łuk.

– Czy ja też mogę mówić do Pani po imieniu?

– Jasne.

– OK. Przyszłaś tutaj dzisiaj, aby starać się o stanowisko Popychadła w Dronbestii – mówi Michał, rozkładając się wygodniej na fotelu. – Co skłoniło Cię do wyboru naszej firmy? – pyta orlonosy mężczyzna, zakładając nogę na nogę, splatając dłonie i świdrując mnie czarnookim spojrzeniem.

– Zawsze chciałam pracować w dużej, innowacyjnej firmie, by być częścią nowoczesnego środowiska i pomocnym trybikiem w maszynie rozwijającej naszą gospodarkę – odpowiadam pewnie.

– Jakie stanowisko wcześniej zajmowałaś? – Michał mruży podejrzliwie oczy.

– Byłam popychadłem w średniej firmie obuwniczej.

– W czym zdobyłaś tam doświadczenie?

– Byłam na każde zawołanie szefa. On miał obsesję na punkcie butów, więc trzy razy dziennie mu je czyściłam i polerowałam, podczas jego spotkań. Oczywiście miał je wtedy założone, więc poznałam wiele tajników prowadzenia firmy. Oprócz tego ściągałam dla niego grafiki z instagrama, które wgrywałam na jego smartwatcha z wyświetlaczem e-ink. Przeglądał je podczas stania w korkach i później wykorzystywał do tworzenia projektów na e-papierowe wzory na butach. Oczywiście zamiatałam też podłogę, podawałam mu papier toaletowy do WC, bo miał taki mały fetysz, no i parzyłam dla niego kawę. Oczywiście wszystko w odpowiednim stroju biurowym, zawsze miałam buty na obcasie i nigdy nie nosiłam spodni.

– A jak pomagałaś szefowi w radzeniu sobie z emocjami?

– Pozwalałam się obrażać, wykazując powściągliwością. Zawsze reagowałam spokojnie i z opanowaniem, mam dużą wytrzymałość. To moje największe życiowe osiągnięcie, żadna obelga nie wytrąci mnie z równowagi, a usłyszałam ich już w życiu wiele. Wierzę, że dzięki temu syn mojego szefa był wychowywany w zdrowym środowisku, wolnym od negatywnych emocji.

– A co z relacjami z innymi pracownikami?

– Bardzo mocno skupiałam się na wszelkich szczegółach ich pracy, byłam bardzo dokładna w kontroli zadań zleconych przez szefa. Nigdy nie miałam własnych pomysłów i nie pozwalałam też na to podwładnym.  

– Jakie są więc Twoje wady?

– Nie potrafię utrzymywać dobrych stosunków z Nieprzydatnymi. Przyznaję się otwarcie, że mam z nimi problem i dużą potrzebę ich dyskryminacji. Dlatego chcę zmienić pracę na taką, w której nie będę miała z nimi kontaktu. Uważam, że nie są oni warci mojej pomocy, ale nie chce też tworzyć konfliktów w miejscu pracy.

– Dlaczego powinniśmy Cię zatrudnić?

– Jestem elastyczna i oddana pracodawcy. Spełnię każdą jego potrzebę. Znam swoje wady i nad nimi pracuję, nie boję się krytyki.

– Czym się interesujesz?

– Interesuję się zawsze tym, czym powinnam. Pozwalam, aby profil firmy mnie kształtował. Wzornictwo było całkiem ciekawe, jestem chętna otworzyć się na drony.

– Ile godzin dziennie człowiek powinien poświęcać pracy?

– Tyle, ile potrzeba. W poprzedniej pracy zawsze zostawałam tak długo, jak szef. Nie mogłabym go zostawić bez pomocy.

– Jak sprzedałabyś mi tego drona widowiskowego? – mówi, kładąc na stole malutkiego, fioletowego, latającego stworka.

– Zapytałabym szefa o jego wizję, handlowca poprosiła o listę specyfikacji urządzenia i zapamiętała dobór słów użytych przez copywritera zatrudnionego w firmie. Porozmawiałabym z technikiem, który zmontował sprzęt i wtedy odpowiedziałabym na to pytanie, łącząc zdobyte informacje. 

– Wolałabyś, aby zaatakował się jeden duży dron blokowy, czy setka małych widowiskowych?

– Jeden. Małe mogłyby się wkręcić mi we włosy – głaszczę moje fantomowe loczki – to by było okropne. 

– OK. Widzę, że zdajesz sobie sprawę z tego, że stanowisko Popychadła wymaga poświęceń, jesteś otwarta i nie boisz się mówić o swoich wadach. Świetnie pokazałaś trzymanie się reguł, podporządkowanie i brak własnej inicjatywy wymagane w tej pracy. Okazałaś opanowanie i dziwne pytania nie zbiły Cię z tropu. Dostałabyś tę robotę, gdyby to była prawdziwa rekrutacja. Nie byłem w stanie wyczuć, czy kłamiesz, więc jeśli rzeczywiście będziesz szukać pracy, może jeszcze się spotkamy.    

– Świetnie – mówię, klaszcząc w dłonie i wstając z fotela – cieszę się, że miałam możliwość zajrzenia do Dronbestii. Może jeszcze się spotkamy na rozmowie, ale mam nadzieję, że na inne stanowisko. Pokazałabym, że potrafię być kreatywna i znam się na reklamie.

Opuszczam miejsce kolejnego testu lekka i radosna. To była moja pierwsza rozmowa rekrutacyjna. Co prawda udawana, ale dobrze mi poszło. Na pewno jednak nigdy nie zostanę popychadłem. Lubię mieć własne zdanie i zainteresowania, ale nieźle udałam zdesperowaną Nieprzydatną. To jest chore, w co wierzą ci ludzie. A może robią to jednak tylko dla pieniędzy, a nie z przekonań? Albo lubią udawać, że mieszkają w dystryktach rodzinnych… że są Przydatni… Nieważne. Czas na kolejne zadanie.

Zadanie 3. Nielegalne walki fantomów.

Czy oni zwariowali? Mam iść do męskiego dystryktu w sam środek walk? Co ja mam tam niby zrobić?! Nie no z tym zadaniem to przegięli. Jakbym nie była fantomem, to by mnie nawet tam nikt nie wpuścił. No proszę! Jest nawet dokładny adres. Czyli wiedzą, gdzie są organizowane nielegalne walki zmodyfikowanych fantomów i jedyne co potrafią wymyślić, by temu zaradzić, to wysłać tam osiemnastolatkę! Nie do wiary. Z tej wściekłości mój marsz jest bardzo szybki, więc dostaję się do dystryktu Rubinkowo pierwsze na piechotę. Uzbrojony ochroniarz na bramie wejściowej tylko kiwa mi głową i pozwala przejść. Okazuje się, że walka odbywa się tuż pod jego stopami, w piwnicy pierwszego z brzegu bloku mieszkalnego. Tylko jak znaleźć zejście? Nie będzie tam przecież tabliczki z napisem: Nielegalne walki. Mam na mapie podpowiedź w postaci symbolu. Wejście odnajduję w tunelu windowym, ukryte pod włazem w kształcie korony.

Ledwo udaje mi się unieść właz, wszystko tu jest takie toporne i kanciaste. Schodzę w ciemność, a metalowe wrota zatrzaskują się nad moją głową. Po kilku stopniach zaczynam zauważać delikatne światło i słyszeć głosy.

– Siemano, mała – odzywa się do mnie młody koleś, może ze dwa lata starszy ode mnie. Chyba czekał tu na mnie. Oby to był zadający, a nie przypadkowy Nieprzydatny.

– Cześć. Ty masz dla mnie zadanie?

– Tak. Chodź, musisz porozmawiać z władcą podziemia.

– A…ale, o czym? – mówię, lekko drżącym głosem.

– Ma dla Ciebie ofertę.

Idę za moim przewodnikiem do areny, przy której stoi wielki facet z gęstym wąsem i sporą nadwagą.

– Amelia, czyż nie? – zwraca się do mnie mężczyzna, rozkładając szeroko ręce, jakby liczył, że rzucę mu się w ramiona. – Słoneczko Ty nasze! Z nieba nam spadłaś!

– My się znamy?

– Ty nie znasz mnie – kładzie ręce na sercu – ale my znamy Ciebie! Rafałowi udało się dostać na listę przewodników po zadaniach testowych dla nastolatków po to, abym mógł złożyć Ci intratną dla nas obojga propozycję nie do odrzucenia, Ameli. – Mężczyzna używa czułego, ojcowskiego tonu, kończąc z lekka surową puentą.

– Ta rozmowa to naprawdę moje zadanie testowe? Bo nie mam czasu na pogaduszki.

– Widzę, że ostra z Ciebie dziewczyna. I na dodatek inteligentna! Twoim zadaniem jest tylko popatrzeć na walkę, ale możemy przecież równie dobrze porozmawiać podczas bójki.

– No dobrze, przecież mi to nie zaszkodzi – mówię, wzruszając ramionami.

Siadamy na krzesełkach przed areną i prezenter zapowiada walkę Mojito z Kryplem.

– Mojito to fantom niedźwiedzia polarnego prowadzony przez Eryka Burczewskiego. Eryk pracuje nad osiągnięciem przez Mojito rozmiarów naturalnego wzorca, który mierzył do trzech metrów wysokości i ważył nawet do 700 kilogramów! Oby mu się nie udało, bo z takimi rozmiarami, zmiażdżyłby każdego zawodnika!

Nie taki straszny, półmetrowy Mojito wskakuje na ring, staje na tylnych łapach i po chwili uderza całym fantomowym ciałem o ring, po czym powtarza to dwukrotnie i ryczy.

– Krypel to fantom tygrysa syberyjskiego prowadzony przez Adama Morda. Adam stosuje przemoc wobec swojego podopiecznego, by wzmóc w nim agresję. Wykorzystuje jego mechanizm, który każe mu chronić właściciela. Ten tygrys był największym z podgatunków wielkich kotów w paski. Długość jego ciała również wynosiła trzy metry, ale z ogonem i koty te osiągały wagę do 300 kg. Były więc znacznie bardziej atletycznie zbudowane niż polarne misie. To starcie drapieżników będzie naprawdę ciekawe! Szykujcie dupy na ostrą jazdę!

– Amelio, skoro walka się zaczęła, możemy wreszcie porozmawiać. Czy fantomy nie są fajne? Może chciałabyś mieć jednocześnie rodzinę i przyjaciela na resztę życia?

– Pomysł fajny, ale nierealny. Nie mam tylu pieniędzy na kupno fantoma. Poza tym nie wiem nawet, czy przejdę testy przydatności.

– Jestem w stanie zaoferować Ci pozytywny wynik testu przydatności w zamian za niewielką przysługę. Widzisz, niektóre z moich fantomów nie czują się dobrze w stadzie. Mam ich całą gromadkę i nie lubię patrzeć, jak dokuczają sobie nawzajem. Gdybyś zaopiekowała się jednym, załatwiłbym Ci pozytywny wynik wszystkich testów.

– Ale w jaki sposób?

– Tym nie musisz się martwić, ja to załatwię. Nie będziesz się męczyć z głupimi, rządowymi zadaniami. Czyli ustalone. Alejandro! – krzyczy gadatliwy wąsacz w nieokreślonym kierunku.

– Nie zgadzam się – wybucham po minucie skumulowaną odwagą.

– Nonsens, Alejandro już tutaj idzie z Twoim nowym fantomem. Zabierzesz go do domu, a wieczorem dostaniesz wiadomość o zaliczeniu wszystkich dni testu.

Wybucha wrzawa, gdy lekko ociężały miś przygniata tygrysa do ziemi i zgniata mu wnętrzności. Wstaję pobudzona tym dźwiękowym impulsem podsycanym moją własną wściekłością.

– Co pan sobie wyobraża?! Nie dam się wkręcić w lewe biznesy!

Moja odwaga w tym momencie rozpuszcza się pod siłą wzroku wąsacza i miękkie nogi zaczynają nieść mnie w stronę wyjścia. Szybko. Wypycham właz, który teraz wydaje mi się lżejszy niż przed wejściem i wyskakuję na tył bloku. Ups. Nie tędy wchodziłam.

– No w końcu jesteś laleczko! Gniję tu od godziny, ominie mnie przez Ciebie cała walka! – zaskakuje mnie zachrypnięty głos kościstego kolesia w kapturze, opierającego się nonszalancko o wielki metalowy śmietnik.

– Zostaw mnie, ja właśnie wychodzę – mówię, czując czarną mgłę przerażenia opanowującą moje fantomowe jestestwo.

Nic Ci nie będzie, Ameli. Przecież nawet nie masz ciała, co on może Ci zrobić? Z tymi myślami próbuję ominąć go, by dostać się do głównej ulicy.

– Bierz ją – słyszę po chwili.

Zaraz, gdzie jest jego fantom? Przebiega mi przez myśl pytanie, które staje się nieaktualne, gdy wielki lew wyskakuje na mnie zza ogromnego śmietnika. Wielki kot powala mnie na ziemię i gryzie w nogę jakby chciał ją odgryźć. Nie może mu się udać, ale on o tym nie wie, a ból jest straszliwy.

– Kotku, zostaw mnie! – krzyczę w beznadziejnej próbie uwolnienia się.

Lew ze zduszonym warknięciem zaczyna gryźć inne części mojego ciała, szukając wrażliwego punktu. W końcu zadaje cios ostateczny w szyję, moja ręka zostaje zmiażdżona wielką łapą wyposażoną w ostre pazury, a moja twarz zostaje przykryta szczeciną gęstej grzywy. Mimo wiedzy, że moje ciało leży bezpiecznie w laboratorium, opanowuje mnie straszliwy lęk przed śmiercią. Po chwili Nieprzydatny odwołuje fantoma, który odchodzi, rozdeptując mnie po drodze. Facet z zadowoleniem liczy punkty, które właśnie otrzymał za spowolnienie mnie, a ja turlam się w stronę ściany, by oprzeć plecy. Ból zaczyna znikać, ale mam wrażenie, że samo przerażenie zadaje mi fizyczny ból. Nie mam przecież ciała, które by miało bolesne rany.

Zawsze lubiłam dzikie koty, a Ci podli ludzie wykorzystują je jako broń. To okropne.

Przecież lwy to były wyjątkowe koty. Jako jedyne tworzyły stada rodzinne, wiążąc się emocjonalnie. Samice potrafiły działać w pełnej synchronizacji podczas polowania, zakradając się pośród żółtych traw sawanny. Ryk samca patrolującego terytorium niósł się na osiem kilometrów, a bujna grzywa dodawała mu królewskiej dostojności, przez co nazywano go królem zwierząt. Za obronę ziemi i członków stada dostawał najlepsze kawałki mięsa i nie musiał polować. Lwie rodzinki uwielbiały leniuchować i przepadały za deszczem, który przynosił ukojenie w Afrykańskim klimacie. Ile bym dała, żeby zobaczyć żywego dwustukilowego lwa wygrzewającego brzuszek na słońcu…

Ci idioci wypaczają prawdziwy obraz i piękno tych wymarłych kotków. To takie przykre. Muszę zwiewać z tego dystryktu, bo się zleci więcej Nieprzydatnych, ale jakoś opuściła mnie motywacja.

Chciałabym mieć swojego własnego fantoma. Dla mnie idealny byłby płowy gepard w czarne kropki. To najpiękniejsze zwierzę, jakie można sobie wyobrazić. Sportowa sylwetka, przenikliwe spojrzenie… no i te młode wyglądające jak punkrockowcy. [HAHA] Gepardziątka miały taką śliczną białą grzywę, która ciągnęła się od główki aż do końca kręgosłupa, wyglądając jak duży irokez. Poza tym ja uwielbiam biegać wzdłuż torów, to mój sposób na relaks. Gepardy nie mogły chować pazurów, bo działały one jak kolce w butach sprinterów. Podczas biegu w dwóch fazach miały wszystkie kończyny w powietrzu, wykonując bardzo długie skoki. Głowę trzymały nieruchomo ze wzrokiem utkwionym w celu, wyginając nadzwyczaj giętkie kości. Ich ogon był jak ster, ogromne płuca i długie nogi idealne do intensywnego, ale krótkiego wysiłku. To było najszybsze zwierzę lądowe świata. Delikatne, samotnicze, wydające przedziwne kocie i ptasie dźwięki. Może ich ćwierkanie nie powinno dziwić, skoro gepard podczas sprintu spędzał więcej czasu w powietrzu niż na ziemi?

Zadanie 4. Sesja z psychologiem.

Podnoszę dłoń na pożegnanie ochroniarza, wychodząc w końcu z męskiego dystryktu z podniesioną głową. Czeka mnie całkowita zmiana scenerii. Mam nadzieję, że w dystrykcie Skarpa będzie przyjemniej.

Z Rubinkowa pierwszego jest w miarę blisko na Skarpę. Idę długą prostą drogą w stronę OBI majaczącego na horyzoncie wypełnionym głowami przechodniów. Wolę przepychanki na chodniku niż ścisk w komunikacji. Biegam przy torach, to widzę te twarze wciśnięte w szyby, patrzące zazdrośnie na moją wolność. Tylko wzdłuż torów jest wystarczająco dużo miejsca, żeby rozwinąć większą prędkość. Czasem ktoś coś wrzeszczy na mnie, ale ja biegam w słuchawkach na uszach, więc nie wiem co. [HAHA]

Zaraz za OBI jest przejście do kobiecego dystryktu. Oczywiście ze strażniczkami na bramie, a jak. Tutaj rzeczywiście jest inaczej, zwłaszcza pod kątem fantomów. Kobiety ewidentnie wolą małe zwierzątka. Królują króliczki, pandy czerwone i szczeniaczki – słodko. Chyba one nie zmuszają swoich przyjaciół do walk? To by było makabrycznie komiczne. Nie. Prędzej poszukują dla nich kolorowych skórek i robią selfie. [OHH] Przewracam oczami. Właśnie zdałam sobie sprawę, że ja nie pasuję do żadnego dystryktu. Ciekawe, czy rząd to przewidział przy tworzeniu testu?

Sesja jest na parterze bloku mieszkalnego, który pierwszą młodość ma już za sobą.

– Idziesz do psycho? – zaczepia mnie niewysoka, lekko pomarszczona brunetka z czarnym fantomem kota domowego w ramionach.

– Tak – odpowiadam, studiując jej ponczo i zniszczony życiem wzrok.

– Więc to ja jestem Twoim przewodnikiem.

Idę za kociarą na tył budynku i zauważam tabliczkę lekarską przy numerze jeden. Spoko, sama bym trafiła. Kociara otwiera mi drzwi i puszcza przodem. Przechodzę przez próg i wpadam na zamykające się drzwi, gdy próbuję zrobić nagły odwrót. To pułapka! Słyszę śmiech kobiety i zamykające się na klucz drzwi. Stoję na brzegu przepaści. Wygląda to, jak lej kresowy w środku budynku! Ziemia zapadła się, pochłaniając podłogę i nie naruszając ścian. [UHH]

Po wielu minutach panicznej grozy zaczyna docierać do mnie zdrowy rozsądek. Ameli, przecież nikt nie pozwoliłby na to, by taki budynek pozostawał niezabezpieczony. Może to tylko wizualizacja? Może ta kociara to sprytna programistka, która nie chciała mieć rodziny? Próbuję wymacać, czy mam grunt pod nogami w miejscu wyrwy w ziemi. Nader realistyczna wizualizacja okazuje się jednak tylko fantomem rzeczywistości. Tak jak przypuszczałam, a spękane kafelki pod obrazem dodały nawet realizmu do całej pułapki. Dobrze, że ja też jestem sprytna.

Trafiam w końcu do gabinetu, w którym zebrała się już mała grupka kobiet. Oczywiście nie znajduję wśród nich kociary. To była zwykła Nieprzydatna, która chciała zarobić. Kuracjuszki siedzą po turecku w okręgu na małych, kulistych, wielobarwnych poduszeczkach w hinduskie wzory. Wszystkie mają dłonie położone na kolanach, a w przestrzeni pomiędzy ich nogami siedzą fantomy kotów.

– Witam panie serdecznie na dzisiejszej sesji – słyszę pospieszne przywitanie wkraczającej od tyłu kobiety, która ku mojemu dogłębnemu zdziwieniu jest mi znana. Tak samo, jak kot, który kroczy dumnie za nią z podniesionym ogonem.

Patrzę ze zdumieniem i zapominam, że powinnam coś powiedzieć, albo chociaż się ruszyć. To był zaplanowany, rządowy test, czy kobita leci na dwa fronty?

– Pani zostaje, czy się zagubiła?

– Moim zadaniem było odbycie sesji z psychologiem kobiet, czy jest Pani moim przewodnikiem?

– To nie szkoła, żeby ktoś Panią za rączkę prowadził.

– Zostaję – mówię stanowczo, siadając z zaciętą miną na wolnej poduszce.

Co za okropna baba.

– To może ja zacznę, bo chyba mi się pogorszyło – odzywa się tęga kobieta z cienkimi, prostymi włosami, sięgającymi do linii szczęki.

Nieprzydatna przy głosie patrzy na kotka między jej nogami z opadłymi kącikami ust.

– Dziś popłakałam się przy reklamie pampersów.

Wredna terapeutka otwiera usta – dlaczego miałaś włączoną stację dla rodzin, Ewo?

– Wiem, że nie powinnam. Wiem, że już o tym rozmawiałyśmy, ale nie mogłam się powstrzymać. Tylko tam mogę popatrzeć na uśmiechnięte buzie małych ludzi.

– Dziękujemy Ewo, że szanujesz zasady i nie wymawiasz zakazanego słowa – kobiety mówią chórem.

Rany, ale dziwna grupa. Zachowują się jak jakaś sekta. Dzieci to dla nich demony, o których nie wolno mówić wprost, a jednak spotykają się, by mówić o swojej chęci posiadania ich. Alarmistyczna odpowiedź kuracjuszek wzbudziła we mnie gęsią skórkę. Ewa natomiast uśmiecha się, ukazując krzywe zęby i szeroko otwarte, smutne, szaro-zielone oczy.

– Ja szłam ostatnio wzdłuż ogrodzenia. Chciałam tylko zażyć świeżego powietrza – mówi z ewidentnym poczuciem winy szczupła kobieta z orlim nosem i lekko wystającą, szpiczastą kością brody. – Zauważyłam po drugiej stronie matkę z małym człowiekiem…

– Dziękujemy Adalio, że szanujesz zasady i nie wymawiasz zakazanego słowa – kobiety mówią chórem.

– … i puściłam się za nimi biegiem wzdłuż płotu. To była reakcja bezwarunkowa. Ochroniarka mnie zatrzymała przy bramie.

– Adalio, jeżeli potrzebujesz zaspokoić swoje instynkty, spróbuj kupić sobie dużego pluszaka. Przytulanie go może przynieść Ci ulgę. Żeby zapobiec takim sytuacjom, zalecam Ci taką kurację codziennie wieczorem. Wiesz, że to żaden wstyd.

– Dobrze, psycholożko. Ufam Ci.

– Wiem dziewczyny, że fantom pomaga tylko trochę. Nie wymaga opieki, a my potrzebujemy się opiekować. Przygotowałam dla Was produkt, którego możecie zapragnąć. Amerykańscy naukowcy udowodnili, że fantomy też mają uczucia. Najlepszym sposobem, żeby czuły się one dobrze w naszych domach, jest stosowanie energizerów. Zobaczcie same, o czym mówię.

Kobieta wstaje i rozdaje każdej kuracjuszce kolorowe maty. Ja też dostaję zestaw, ale bez natchnionego uśmiechu do kompletu.

– W zestawie są trzy maty energizujące, na które stawia się fantoma. Rano powinien on godzinę przebywać na macie niebieskiej, w południe na żółtej, a wieczorem na zielonej. Ładują one ich pozytywne wibracje i odczucia.

Kobiety piszczą z radości i zachwycają się nowym pomysłem. Przekrzykują się, gdzie będą kłaść maty i każda już wyciąga portfel.

– Fantomom najlepiej służy rutyna. Przyzwyczajcie je do konkretnego rozkładu dnia, a będą Wam wdzięczne – uśmiechniętym i ożywionym tonem mówi psycholożka, nie zapominając o odpowiedniej gestykulacji.

– Dziękuję dziewczyny za Waszą dzisiejszą szczerość i do zobaczenia na następnym spotkaniu.

– Dziękuję za szczerość i motywację do pracy nad sobą – kobiety znienacka odzywają się chórem, deklamując słowa kończące tę szaloną sesję.

Autor piosenki: Korn

Tekst znaleziony tutaj: http://tiny.cc/9stlcz

Tłumaczenie: Małgorzata Banaszkiewicz

Coming undone: (Spadam na dno)

Keep holding on (Próbuję być silna) W tym świecie szaleńców
When my brain’s ticking like a bomb (Kiedy mój własny mózg jest jak tykająca bomba) Czy też oszaleję, jeśli nie zdam testu przydatności?
Guess the black thoughts (Chyba czarne myśli)
Have come again to get me (Przyszły znów, by mnie dopaść)

(…)

I’m trying to hold it together (Staram się nie rozpaść) Psychicznie
Head is lighter than a feather (Głowę mam lżejszą niż piórko) Odlatuję
Looks like I’m not getting better (Chyba mój stan się nie poprawia)
Not getting better (Nie poprawia)

Wait, I’m coming undone (Czekaj, spadam na dno) Ten stres czasem nie daje żyć

(…)

Spotkanie się kończy, więc oddaję mój zestaw mat i uciekam z tego smutnego miejsca. Te kobiety wydawały się szalone jak mieszkanki gumowych domków. Chyba powinni je tam zamknąć. [EHH] Co z kobietą może zrobić niezaspokojony instynkt macierzyński, aż strach. Trochę mi szkoda tych kobiet, ale z drugiej strony osoby tak słabe psychicznie pewnie nie powinny przekazywać swoich genów do następnych pokoleń. Może kolejne będą silniejsze i mniej liczne. Ludzie powinni byli lepiej planować zakładanie rodziny. Skąd ta presja na posiadanie dzieci? Natura wymyśliła przecież mądre mechanizmy. Kotki rysia kanadyjskiego nie dopuszczały do zapłodnienia w okresach o niskiej dostępności zdobyczy. Skoro koty potrafiły podejmować, tak wydawałoby się racjonalne decyzje, dlaczego ludzie tego nie potrafili? Co prawda ludzie nie pozwolili na umieranie dzieci z powodu nieodpowiedzialności rodziców, ale doprowadzili do przeludnienia i katastrofy ekologicznej. Samice rysia kanadyjskiego miały też o tyle przerąbane, że samce nie pomagały w wychowaniu młodych. A zające amerykańskie się same nie upolowały! Te koty polegały na populacji tych zwierząt. Były bardzo śmieszne z wyglądu z dłuższymi tylnymi nogami, ale szerszymi przednimi łapkami, grubym futerkiem, ultra krótkim ogonkiem, brodą i frędzelkami na uszach. Nie są to popularne fantomy w dzisiejszych czasach, tak jak same rysie nigdy jakoś nie mogły zdobyć dostatecznego zainteresowania i opieki.

[EHH] Znowu się rozkojarzyłam, ale na szczęście to koniec zadań. Na nadgarstku miga ukończenie pierwszego dnia testu. [UFF] Muszę jeszcze tylko spotkać się z znów tą palczastą laborantką. [HAHA] No i chcę moje ciało z powrotem.

  1. Reply

    huge piece of writing. I just came across your web site and wanted to let you know that I have certainly enjoyed browsing your blogs. At any rate I’m going to be following your feed and I hope you’re posting again soon.

    1. Reply

      Thank you very much for your words of support and I am glad that you like my writing 🙂

Leave a Reply

Your email address will not be published.